sobota, 23 października 2010

W poniedzialek chciałem przepłynąć 4km, ale po 3,4km pare razy uderzylem sie w palce o linke, (lekko wybijajac) bo mi ktos zajechał droge i uznalem ze musi wystarczyć 3,5 km.

We wtorek nie chciałem powtarzac błędu z poprzedniego wtorku kiedy ise zbytnio przemeczylem i po zajeciach poszedłem tylko na kurs tanca.

W środe po zajeciach wróciłem około 21 i biegałem około 40min w niezłym tempie.

W czwartek pływałem 4km, z tym ze 1km dosyc wolno.Zrozumiałem ze własciwie w ten sposób moge pływac dużo wiecej wiec postanowiłem zatrzymac sie na dystansie 4km, poprawiając stopniowo technię i prędkość.

Piątek 2,5km szybkim tempem.

W sobotę biegałęm na górze na ktorej mieszkam niecałą godzinę. Tempo było niezłe jak na trudny teran, ale wiedzialem ze w niedziele bede zajety i nie dam rady biegać, co pozwoli odpocząć organizmowi troche. (różne drobne bole poprzechodzą)

poniedziałek, 18 października 2010

10km + 100min

W środę nie udało mi się pobiegać z powodu wielkiego zmieczenia po całodniowych zajeciach i wieczornym kursie języka. Chciałem odłozyć na kolejny dzień, ale w czwartek byly zajecia i basen. Zaliczyłem kolejny basen czynny 2 razy w tygodniu. W czwartek teoretycznie 17-21, ale realnie czynny 3 godziny. Na czterech torach na początku było oprócz mnie 5 osób więc pływałem sam na torze przez większość czasu. Wynika z tego ze w czwartek wieczorem niewiele osób w mieście pływa bo jest to jedyny czynny basen. Zrobiłem 3,5 km.
W piatek szybki bieg ponad półgodzinny.
W sobotę 3km na basenie co pozwoliło mi po raz pierwszy osiągnąć granicę 10 km. Minusem sobotniego pływania było to, ze drwi od basenu byly otwarte rzekomo z powodu zepsutej wentylacji. Gdybym nie był zmotywowany do przepłyniecia 3 km to bym wyszedł wczesniej z zimna. Pływało się marnie., ale kolejny krok zrobiony.
W niedziele biegałem 100 minut. Większą część w deszczu. Zimno było, ale trasa była ciekawa, poznalem fragmenty miasta których wczesniej nie znałem takze dzien uznaję za udany.

wtorek, 12 października 2010

powoli do przodu


W piatek zamknąłęm tydzień pływaniem na dystansie 3 km, co zrobiło razem z poniedziałkiem i czwartkiem 9 km. Na razie jest to najwięcej w tygodniu, ale bariera 10km jest już blisko.


W sobotę wybraliśmy sie w góry, niestety łapanie stopa okazało się trudniejsze i nie udało nam się zrealizować planów.
W niedzielę biegałem przez 90 minut. Po mało biegowym tygodniu było to sporo, ale zgodnie z planem.
W poniedziałek pływałem 3,5km w cyklach 500,500, 1000, 1000, 500 metrów. Każdy cykl zaczął sie i kończył długosćią stylem klasycznym.
We wtorek po całytm dniu zajęć biegałem ponad pół godziny (około 40 min chyba). Wbiegłem na górę obok gdzie udało mi sie znależć szlaki prowadzące dalej. Po biegu i obiedzie poszedłem na ponad 2 godzinny kurs tańca, po któym byłem juz mocno zmęczony.

czwartek, 7 października 2010

kolejny tydzień

W piatek wybrałem się na spacer w góry. Niestety wyszedłem dosyć późno bo rano czułem sie średnio, ale przez kilka godzin szybkiego chodzenia czułem się naprawde wspaniale. Mozna powiedzić, ze radosnie we własciwym, tego słowa znaczeniu (słowo wesoło nie byłoby najlepsze). Zwazywszy na średnie samopoczucie w poprzednich dniach, uznałem ze to wystarczy i ze nie bede dorzucał biegu.

W niedzielę cały dzień spedziłem bez mozliwosci treningu i wróciłem pod wieczór zbyt zmeczony zeby cos robić.

W poniedziałek pływałem 3 km w cyklach po 1km. Zaczynałem kazdy kilometr długoscią żabką (25m), 950m kraulem, 25m żabką.

We wtorek miałęm zajęcia od 8 do wieczora. Wieczorem zjadłęm obiad po czym byłem na kursie tanca od 2030 do 2230, zatem czasu na trening nie było raczej, ale wysiłek był.

W srode biegałem ponad pół godziny.

Czwartek kolejny dzien z 3km pływania w tych samych kilometrowych cyklach co w poniedziałek.

piątek, 1 października 2010

przerwa

We wtorek rano okazało się, że jednak nie jest dobrze ze zdrowiem. Przez kolejne dni choroba-przeziębienie-coś walczyła i dopiero w piątek poszedłem na basen, robiąc planowe 2 km w cyklach 500 metrowych.
Zauwazyłem zalezność, że im bardziej chce cos mobilizującego napisac to tym bardziej los doświadcza. Pewnie po to, żeby złamać i zniechęcić. Trzeba z tym walczyć.