środa, 14 września 2011

Oficjalnie mogę rzec:"Jestem z żelaza" ;)

Miałem napisać wcześniej relację z zawodów, ale przez pierwsze kilka dni zakwasy i odkładałem, teraz już emocje opadły, ale może to lepiej, będzie większy dystans.
Planowałem około 12h, ale niecałe 2 tygodnie przed zawodami padły mi plecy, brałem dwa masaże, leki bez recepty niewiele dały i w sobotę po przejechaniu 20km postanowiłem zmienić ustawienia roweru. Opuściłem siodełko i podniosłem kierownice.
Udało sie przepłynąć 1:15, żałuje, że miałem długą przerwę w pływaniu w piance, bo nie do końca czułem, co i jak, ale z czasu jestem zadowolony (tu polecam instruktora Zbigniewa Mazurczyka)
Na rowerze 1 okrążenie, około 1h, wydawało sie ze będzie fajnie, ale było coraz gorzej. Nie mogłem sie pochylić (plecy) siodełko za nisko i zaczęły bolec biodra. Bałem się, że nie dam rady w tej pozycji długo. żebym dał rade. Był okres kiedy było b.ciężko.
Na bieg wybiegłem już zmęczony i obolały, zażyłem 2 ibupromy i w drogę. Mimo ze czułem sie dobrze przygotowany, czas wyniósł 13:31, co nie było moim marzeniem, ale warto było ukończyć i mam satysfakcję.

W trakcie zawodów była myśl, że być może ten dystans robię za wcześnie. Może lepiej najpierw wprawić się w połówce. Teraz na chłodno myślę, że mógłbym na połówce mieć czas znacznie poniżej 5:30h, co może nie rzuca na kolana, ale czas 13:30h na IM nie jest satysfakcjonujący.
Dla osób myślących o triathlonie, radziłbym wolne zwiększanie dystansu –dla zdrowia, nie chodzi o to, żeby pokonać jakiś dystans i iść „na emeryturę”.

Plany na przyszłość? Nie wiadomo gdzie los mnie rzuci, ale myślę o połówce w Suszu, a to co dalej zależy od kondycji organizmu. Z takimi plecami na pełny dystans się nie wybiorę na pewno.

piątek, 2 września 2011

2 dni przed

Pojutrze jest ten dzień.

Nie będę się rozpisywał bo czasu, nerwów brak dziś, spróbuje pokusić się o relację po zawodach.

Przez rokprzepłynałem setki kilkometrów, przebiegłem ponad 1000km, przejechałem na rowerze więcej. (ciężko oszacować precyzyjnie cokolwiek). Za 2 dni okaze sie czy to wystarczy.

Niecałe 2 tygodnie temu przejechałem na rowerze prawie 200km w nienajgroszym czasie. Wszystko fajnie, ale kilka dni później przedzwigałem sie co przy przemeczonych plecach skutkowało przerwą w przygotowaniach. Ból był taki, ze mogłem przez tydzien tylko pływac nie za dużo (takie spokojne około 1,5 km skupione na poprawie techniki. 2 masaze tez pomogły troche, nadal nie jest idealnie. Mam obawy czy nie bede musiał przerwać w trakcie zawodów, a już napewno że czas będzie słabszy od możliwosci i przygotowań. Przygotowywałem sie przez rok nie po to zeby później tłuymaczyc sie ze ból pleców nie pozwolił dokończyć, więc troche "bulu" przeżyję. zaopatrze sie w przeciwbóle i dam rade ;)

wtorek, 26 lipca 2011

coraz blizej celu

Ponad dwa miesiące minely od poprzedniej wiadomosci więc należą się wyjasnienia. Przygotowań nie przerwałem. Od końca czerwca jestem w Warszawie, biegam, jezdze rowerem, pływam. Dziś biegałem 2,5 godziny, patrzac na google maps wyszlo ponad 35 km, ale nie wiem czy to mozliwe, ale ponad 30 km napewno. W niedziele robiłem przejazd dookoła Puszczy Kampinoskiej. Trasa nie wszędzie równa, ale ogólnie miło oceniam.
Zacząłem brać lekcje u instruktora pływania pod kątem triathlonu (Total Immersion), lekcje nie są oczywiscie darmowe, ale nie załuję, polecam (w razie czego mam namiar). Szybko poprawiam technikę, ale przyznam, ze zanim do tego doszło to ładnych kilkaset km przepłynałem, szukałem własciwego stylu (głównie brat mi radził -polecam ;), i byłem otwarty na zmiane techniki.
Najwiecej pracy czeka mnie z rowerem-ostatki przygotowan -dystans 180 km do zrobienia, czas tez pewnie do przezycia, ale wysilek troche duzy -bol pleców, dodatkowo brakuje oparcia na rece, takze nad rowerem-sprzetem tez bede musial popracowac.
Jesli chodzi o bieganie to najbardziej lubie Wisłe. Naprawde bardzo przyjemnie biega sie wzdłuż rzeki niezaleznie od tego czy jest pogodnie czy deszcz. Aż sie pozniej nie chce wracac do domu przez miasto (mimo, ze lubie Warszawe)

Poza tym mam wiele refleksji zwiazanych z motywacją, itp. Czasem naprawde nie jest łatwo zebrac sie do wyjscia, ostatnio ogolnie nastroj średni, ale po treningu jest dużo lepiej-pogodniej.

Ważną sprawą jest żywienie. Nie poruszałem tego tematu wiec teraz powiem kilka słów. Makaron i ryż stawiam ponad np.ziemniaki. Trzeba jesc zeby miec energię. Czekolady, batoników sobie nie załuje ;), mozna samemu zrobic- przepisy są w internecie "batoniki energetyczne", ale ja schodze na łatwizne. Na przygotowaniach korzystam z lizaków, nie wiem na ile to mądre, ale wydaje mi sie, ze tez daje energie i nie narzekam na efekty. Nie korzystam z suplementów diety czy innych wynalzków, napojów energetycznych raczej tez nie, choć ostatnio kilka razy kupiłem "Green Up" herbapolu, ale to jest znacznie zdrowsze od roznych tigrow czy redbóli ;) Mozna robic sobie napoje izotoniczne. W skład wchodz woda, sól, i cos do smaku np.pomarancze, cukier, cytryny, soki.

niedziela, 15 maja 2011

"back in Town"?

kolejny wyjazd, kolejna przerwa, kolejna choroba. To bywa demotywujące, gdy po osiągnięciu pewnej formy, jest przerwa i trzeba znowu walczyc na tym samym poziomie.

W poniedzialek bieg i rower. Po niecałej godzinie. Wtorek sam bieg, sroda cala zajeta wiec nie dalem rady. Czwartek znowu bieg i rower. Chcialem przebiec dużo, ale niestety form mocno odstaje od tej sprzed choroby. W piatek mialobyc ponad 2 godziny na rowerze i bylo, z tym ze ladnych pare minut zajela wymiana dentki. W sobote kolejne podejscie pod góre Mont R.. cos tam. 105 minut w obie strony. Bylo bloto ,ktore przez pewien odcinek utrudnialo bieg, Tempo do góry minimalnie slabsze od tego sprzed Świąt.

niedziela, 24 kwietnia 2011

Slonce, narty, gory

Nie wiem jak to mozliwe bo bylem przekonany ze umiescilem 2 tygodnie temu tekst. 3 tygodnie temu bylem na nartach w srode. Bylo piekne slonce, cieplo, snieg. Krotkomowiac pieknie. Niestety zapomnialem o takim drobiazgu, ze slonce moze spalic. Spalilo mi twarz tak, ze w niedziele nie bylem na nartach, pare dni unikalem ludzi bomialem na twarz spalona skore-strup, momentami jakas ropa. Po tyugdoniu zaczelem biegi. Pozniej od nowa bieg, rower, basen.
Zaczelem biegac wiecej po gorach, mniej czasu, a mozna szybciej sie zmeczyc i wzmocnic kondycje. Wieczorami jest bardzo milo, stosunkowo cicho, drzewa ,gory, nspokoj. Wole to od biegania przy miescieczy przy rzece.
Tydzien temu zamknalem sezon narciarski. Bylo slonce, ale tym razem mialem krem i robilem krotka przerwe na sloncu. W niedziele wbiegalem na kolejny szczyt obok domu, cala wyprawa zajela mi 100minut, ale momentami podbieg byl dosyc ostry i przez krotki moment musialem isc bo bylo tak ceizko ze az klulo w klatce. Mam wkleslyt mostek wiec to normalne, serce jest ok. Ogolnie coraz latwiej mi sie biega w terenie. Mijalem mezczyzne, ktory zbiegajac zle stanal i zrobil sobie kontuzje stopy-kostki, nie wiem jak powazna, ale trszeba naprawde uwazac. W gorach teren jest nierowny i nie chodzi tu o forme sportowa, ale uwage.
W ostatni tydzien nie bylem wstanie znalezc czasu na trening ze wzgledu na podroz, a pozniej zmeczenie.

niedziela, 27 marca 2011

troche nastroju

Juz zapomniałem co dokłądnie chcialem napisac, ale popróbuję.


W czwartek jeździłem na rowerze, ale niedużo, raptem około godziny. Na usprawiedliwienie dodam, ze rano biegałem ponad pół godziny i ze sprawdzilem nową trasę. Robiłem okład na sciegno, ale nie wiem czy to ma sens.


W piątek biegałem ponad 45 minut. Okazało się, ze otwarto góre i wbiegłem nagóre, w dół i do domu. Wieczorem zrobilem 3 km i zdecydowałem o kupieniu opaski ktora pomoze scięgnu.

Chcialem zapisac sie na niedziele na narty, ale okazalo sie, ze wyjątkowo tego dnia nie ma zapisów na wydziale. Nie zdazylem pojechac gdzie indziej.


W sobotę Wstałem póxno, a z racji na zajete popołudnie musiałem biegac rano. Wiec po szybkim śniadaniu zrobilem 120 minut, nową czesciowo trasą. Połowe trasy pod słońce, także opalilem sie mocno.


Odnośnie nastroju to dodam, ze biegając, często lubie spokojną muzykę np.filmową, ale może być przydatna także muzyka filmowa.

Tutaj czuje sie w obowiązku polecic muzykę z transformersów ;) Arrival to Earth Niezły jest takze inny fragment nie z transformersow (w transformersach jest więcej dobrych, poddany przeze mnie to tylko przykład)

środa, 23 marca 2011

partactwo i sumienie ;)

Chcąc pisać co pare dni wpadłem w pułapkę. Otóz chcąc osiągnąć cel, jaki postawiłem sobie kilka miesięcy temu, miałem zamiar stopniowo zwiększać czas poświęcany na treningi. Choroby, przerwy utrudniały to, ale doszedłem do takiego momentu, ze w dniu kiedy spędzam mniej niz 1,5-2 godziny na trening mam wyrzuty sumienia, ze odpusciłem dzień. Wyrzuty sumienia sprawiają, że odkładam pisanie i dziś nie jestem do konca pewien co do tego co robiłem w zeszłym tygodniu, ale poprobuje opisać.
W środę na pewno biegałem i przejechałem sie chwile na rowerze.
W czwartek byłem popołudniu na nartach. Deszcz, przemakalne ubranie, kiepskie warunki, sprawiły, ze było to doscyć męczące i wróciłem zmarznięty.
W piątek udałem się na basen, ale byłem zmęczony i nadal scięgno dawało znac wiec przepłynalem około 2 km i wycofałęm sie.
Sobote odpuściłem w celu regeneracji. Okazało się to nienajgorzą decyzją bo w niedzielę mimo pozornego zmęczenia biegałem 110 minut, dobrym tempem i nie wykończyło mnie to. W poniedziałem przejechałem niecałe 50km na rowerze.
We wtorek biegałem, ale okazało się, że jest remont murów na górze i nie da się wbiec za wysoko. Biegałem więc cześciowo wzdłuż rzeki. Około godziny, tempo szybkie. Wieczorem byłem na tancach, ale ciężko to uznać za wysiłek fizyczny.
Dziś biegałem około 40 minut szybkim tempem, rozciągałem sie (ogolnie ostatnio mam takie miejsce pod domem, gdzie miło się w słońcu na trawie rozciągać) a popołudniu przepłynalem 3km. Niestety problemy z ściegnem nie mineły, ale rozwiąże ten problem, mam nadzieję, w ciągu najbliższych dni.

poniedziałek, 14 marca 2011

Ciepły weekend

W piątek byłem dosyć zmęczony po czwartku i chcialem dać odpocząc sciegnu.
Sobote spedzilem nanartach, gdzie mimo innej prognozy, padałśnieg i był silny wiatr, ogólniebyło przyjemnie.
W niedziele biegałem 100 minut.
Poniedziałek biegałem ponad pół godziny szybkim tempem na góre i z powrotem, pod wieczór udałem się na basen jednak ze względu na ból sciegna Achilessa (czy w pobliżu) ograniczylem sie do 40 minut, srednim tempem bo nogi nie uczestniczyly zbytnio w pływaniu. Ciężko mi ocenić dystans bo myślałem o czym innym.
W weekend wypełniłem formularz zgłoszeniowy na stronie triathlonu w Borownie,4wrzesnia na dystansie długim, ogólnie motywacja jest, ale dzisiejszy dzień minął melanchonijnie, teraz pewnie będę spędzał często wieczorypod gwiazdami, na trawie, rozmyslając.

piątek, 11 marca 2011

Kilka zdjec

W środę biegałem rano 45 minut. Byłem na górze. Po południu przepłynalem 3km przy czym połowa płetwami. Ledwo zdązylem przed zmknięciem basenu.
W czwartek wieczorem przejechałem się rowerem nad rzeką razem około 65 km, zrobiłem przy okazji pare zdjęć, ale nieodzwierciedlają rzeczywistości.

wtorek, 8 marca 2011

ferie-nie ferie

W zeszłym tygodniu byłem ograniczony czasowo, tylko w niektóre poranki mogłem ćwiczyć.
We wtorek biegałem 75 minut, w czwartek 1 godz, ale szybciej (na górę).

W sobotę przepłynąłem 6km, całość kraulem. Czas ciężko ocenić, ale był to mój najdłuższy dystans, choc nie kres mozliwości.

W niedzielę przejażdzka rowerem - niecałe 50 km.

Poniedziałek 3km na basenie, w czym połowa z płetwami. Po raz pierwszy od dawna z płetwami i muszę przyznać, że mocno pomoglo mi to w poprawie siły i techniki nóg przy normalnym kraulu. Teraz będę częściej zabierał płetwy na basen i może wreszcie się przyzwyczaję używać nogi przy pływaniu.

We wtorek popołudniu byłem na nartach. Średnio przyjemna jazda autokarem bo droga kręta, ale sama jazda znośna, 3 godziny intensywnej jazdy.

niedziela, 27 lutego 2011

jeszcze jeden tydzień z chorobą gratis

W sobotę jeździłem na rowerze.Około 65 km. W planie miałem trochę więcej, ale droga w którą skręciłem zmieniła się w żwirowatą, a na takiej ciężko jeździć rowerem szosowym. Zazwyczaj staram się jeździć do konkretnych punktów, więc nie zaczynałem innej "odnogi" szlaku. Wychodząc na rower nie wziąłem czapki, co okazało się błędem bo miałem katar był wiatr i następnego dnia czułem się bardzo kiepsko. W niedziele i poniedziałek byłem chory. Nic nowego, ale tym razem z powodu swojego błędu. We wtorek dochodziłem do siebie, poszedłem na kurs tańca, ale na więcej nie dałem rady.
Środa odpoczynek i wreszcie w czwartek poszedłem biegać, około 65 minut.
W piątek wbiegłem szybko na górę, do miasta i do domu. Dobre tempo. Wieczorem zrobiłem 3km kraulem na basenie, ćwicząc różne techniki kraula. Nie doszedłem jeszcze do tego co dla mnie lepsze.
W sobotę rano zaopatrzyłem się w krótkie płetwy i byłem chwile na rowerze.
Niedzielę zacząłem od 75 minutowego biegu w deszczu, później chodziłem po muzeum co męczy bardziej od biegu ;)

piątek, 18 lutego 2011

kolejny tydzień

W poniedziałek przepłynąłem 3,1 km. Był to trening szybkościowy, ale tempo nie było najlepsze. Zmęczenie to proste, ale chyba prawdziwe wytłumaczenie.
Wtorek popołudnie spędziłem na nartach. Spadł świeży śnieg i nie był ubity, także jeździło się ciężko, czasem po kolana. Snieg był mokry, dosyć cieżki, ale były momenty ze był ubity. W każdym razie jeździło się ciężko, choc ciekawie. Pod koniec jazdy zaczało mnie boleć udo. Takie drętwienie. Wiele dłużej nie dał bym rady, nigdy nie miałem skurczu mięśnia więc nie wiem czy nie byłoby.
Środa. Bieg na górę. Czas -około 1h w tym rozciąganie na górze.
W czwartek przepłynałem 4km w 1:15. Nie mam porównania z poprzednim pływaniem, ale jestem w miare zadowolony zwłaszcza, że nie było to najlepsze tempo jakie mogłem osiągnąc w czwartek. Pod koniec zawsze zwalniam i pare długości robie powoli.
Przed chwilą biegałem, niecałą godzinę wzdłuż rzeki i z powrotem przez miasto.

niedziela, 13 lutego 2011

weekend

W piątek biegałem pod wieczór około godzinę. Ciemno, gwiazdy, księzyc, rzeka, nie ma co narzekac. Zjadłem 2 obiady co miało dac siłe alenie odczulem roznicy.
W sobote spalem troche za krotko. Jak pamiętam to 4-5 godzin, bo jak pojechałęm na narty o 7 to raczej byłem zmęczony i pod koniec jazdy było cięzko. Zeby było jasne można jeździc takzeby sie nie zmeczyc,ale dla mnie taka jazda to nie zabawa.
W niedziele spałem dłużej, ale jakposzedłem biegać 100 minut to byłem mocno zmęczony. Czasem jak chodze biegać biore lizaka ktory daje energię (cukier) niestety skonczyly mi sie lizaki i musialem dac rade bez ;) Doszedłem do wniosku ze dzisiejsza trasa (ta sama co tydzień temu) ma mniej niz 20km, moze 18-19. Moze sie myle, ale tak wnioskuje po tempie biegania i czasie.

czwartek, 10 lutego 2011

kolejne dni

w środe biegałem, tak się złożyło ze po poprzednich dniach byłem dość zmęczony i postawiłem na szybki bieg, na góre. Całość zajęła około godziny, ale trzeba wliczyc w to pare minut przerwy na górze gdzie rozmyślałem ;)
W czwartek troche się przemieszczałem rowerem,pewnie 15-20km i przepłynałem 3100, ale w tym 1 km samymi nogami do kraula, razem pływanie zajeło około 1,5 h. W czwartki pływa się o tyle miło, ze basen jest prawie pusty.

wtorek, 8 lutego 2011

poniedzialkowe plywanie

W poniedziałek pływałem. Było mokro jak to w wodzie. Ale ryb nie było, pewnie za dużo chloru. Przepłynałem 3km kraulem, był to trening szybkosciowo-jakosciowy. Tzn. po rozpływaniu 500m 100m powolne ruchy ręką, dużo ruchów nogami, a następnie po 400m: 400m +200x2 +100x4 +50x8 +50x8. Kazde kolejne dystanse rozdzielalem przerwą i pływałem coraz szybciej. Ostanie 8x50 to było 25 sprintu na 100%+25m powolnego powrotu. Pływanie zakonczylem kraulem i kilkoma długościami stylem klasycznym. Całe pływanie zajeło około 1:20.
We wtorek po południu byłem na nartach w 7 Laux. Intensywna jazda, jedna zabawna wywrotka związana z niewyjasnionym wypieciem narty. Miejsce nie było trudne, ale tak to bywa. Wieczorem poszedłem na kurs tańca i oto jestem i pisze.

poniedziałek, 7 lutego 2011

rower, mentalnosc wojownika

W niedziele wybralem się na rower. Bez licznika wyniki są niedokładne ale jadąc wzdłuż rzeki mijałem tabliczki więc zakładam ze przejechałem 50 km w około 2h 10min. Tempo nie zachwycające, male jak na początek nie narzekam. Z jednej strony trasa jest monotonna na bieg, ale na rower jest dosyć ciekawie. Rzeka jak rzeka, ale przy wieczornym słońcu skały, góy z drugiej strony rzeki wyglądają ciekawie. Zapomniał bym wspomnieć, ze po sobotnim biegu troche kolano mnie bolało, pewnie przez to ze przez poprzednie tygodnie mało biegałem, a teoretycznie powinno zwiększać sie wysiłek o około 10% tygodniowo.
Jadąc myślałem o różnych sprawach. M.in o tym, że często o wiele za słabo przygotowywałem się do różnych biegów, idąc na żywioł. Myśle że za bardzo stawiałem na walkę, a za mało na przygotowanie. Tu chce się podzielić obserwacją, że wiele osób myśli, jest uważanych w wielu sportach za cienkich nie ze względu na słabość, ale głównie na nastawienie. Kiedy zaczyna sie zmęczenie, odpadają. Zjawisko to można obserwować już na etapie szkoły podstawowej. Ale przekłada się na przyszłość. Nie namawiam tu do rujnowania swojego zdrowia, ale bariery psychiczne są dla większości przeszkodą główną. w przeróżnych dyscyplinach najlepsze wyniki osiągają wojownicy, a nie najlepiej przygotowani zawodnicy.

sobota, 5 lutego 2011

bieg 100

dziś biegałem około 100 minut. na początku tygodnia bylem lekko przeziebiony i moze teraz bylem osłabiony bo bylo dosyc ciezko. trasa miala około 10km w jedną stronę wiec zakładam ze przebiegłęm 20km. Słonce, dosyć ciepło, trasa wzdluz rzeki troche monotonna, ale przy sloncu dalo sie przezyc. Odkad zaczalem beigac z mp3 (dostalem kiedys) to sie przyzwyczailem i jak mi się ostatnio zepsula to kupilem nową, także muzyka tez urozmaica bieg, choc nie slucham caly czas i nie jest to "łupanina".

mineły 3 miesiące

Od ostatniego wpisu minęły 3 miesiące. Miałem w planie wytłumaczyć, że przerywam pisanie ze względu na nikłe zainteresowanie, brak inwencji, jak pisać w sposób ciekawy i dlatego iż cel 1 sport/dzień został zrealizowany.

Krótki raport.
Kilka razy byłem przeziębiony po kilka dni, co robiło przerwy treningowe. W biegach niedzielnych doszedłem do 110 minut. Ostatnio biegam od godziny wzwyż, czasem krócej, ale wtedy b. szybko.
W pływaniu zmieniłem koncepcje dystansową na koncepcję jakościową. Poprawiłem nawroty w wodzie, trochę technikę kraula. Teraz staram się ćwiczyć często nogi, zarówno do kraula jak i do motylka.
Od miesiąca przemieszczam się po mieście rowerem, pokusa korzystania z komunikacji miejskiej przeszła. Ostatnio zacząłem jeździć 20 km dziennie. To niewiele, ale raczej ze względu na pogodę i inne priorytety, dystans rowerowy będę zwiększał powoli.
W przerwie świątecznej parę razy byłem na biegówkach w lesie. Od końca listopada jeżdżę czasem na narty. Zazwyczaj w soboty. Cały dzień jest na tyle męczący (staram się wykorzystywać czas na jazdę a nie na odpoczynek), że nie mam siły późno wieczorem biegać.
Raz byłem na spacerze w górach, niedługo pewnie częściej.
Ale czas pójść do przodu..